Eufro22 - recenzje
Jak dla mnie ideał :)
„Dragomino” to nieco urozmaicona wersja zwykłego domina. FoxGames wydało jeszcze „Kingdomino” i „Queendomino”, ale my wybraliśmy wersję ze smokami, ponieważ można w nią grać już od piątego roku życia. Okazało się nawet, że i czterolatek świetnie sobie z nią radzi.
Zasady są prościutkie: każdy dostaje swój kafelek startowy z dwoma rodzajami terenu, 4 płytki terenu oraz kilkadziesiąt smoczych jaj (jajkami do góry). Najmłodszy gracz dostaje jeszcze figurkę smoczej mamy, będzie ona jednocześnie znacznikiem pierwszego gracza. Podczas swojej tury po kolei dobieramy kafelki i jak w standardowym dominie staramy się je przypasować do naszych ziem. Kiedy połączymy ze sobą takie same rodzaje terenu, dobieramy smocze jajo i sprawdzamy, czy jest w nim mały smok, czy pusta skorupka. Jeśli to skorupka, to teraz my dostajemy smoczą mamę. Wygrywa ten, kto na końcu ma najwięcej smoczątek.
I to tyle. Gra jest szybka, prosta i przyjemna. Można rozegrać kilka partii z rzędu. Dla nas idealna na początek planszówkowego popołudnia.
Jak dla mnie ideał :)
Mój syn pokochał „Liska Urwiska”. Tytułowy lisek ukradł ciasto, więc ptasi detektywi muszą go odnaleźć i uratować sytuację. Gracze wcielają się w tych detektywów i współdziałają, aby wygrać.
Zasady są banalnie proste: rzucamy kośćmi i w zależności od tego, czy wypadną nam łapki, czy oczka odkrywamy podejrzanych lub idziemy szukać poszlak. Znalezione poszlaki sprawdzamy w specjalnym urządzeniu, dzięki czemu możemy odrzucić niektórych podejrzanych.
Świetna gra do nauki kooperacji. Graliśmy już setki razy, na szczęście jest krótka i spokojnie można rozegrać kilka partii w ciągu dnia. Co, jak zdążyłam się przekonać, może być zarówno plusem, jak i minusem.
Dobry, solidny produkt
„Patchwork – Edycja Zimowa” to zwyczajny „Patchork” dla dwóch osób, ale z kafelkami w kształcie prezentów. Gra jest bardzo łatwa i polega na takim zapełnianiu swojej planszy, aby pod koniec mieć zakrytą jak największą ilość pól.
Gra jest od ośmiu lat, ale moje dzieci uwielbiają w nią grać już od skończenia lat trzech. Oczywiście gramy na uproszczonych zasadach, ale oni mają z tego ogromną frajdę. Ja też lubię „Patchworka”, jest prosty i szybki, a sporo trzeba pokombinować.
Wizualnie podoba mi się o wiele bardziej niż zwykła wersja, no i foremka do ciastek też się przydała.
Dobry, solidny produkt
„Projekt L” – gra na zasadach tetrisa. Mamy kilka klocków i musimy nimi zapełnić cały kafelek z wyżłobioną figurą. W każdej rundzie mamy 3 ruchy, wśród których są: dobranie elementu, wymiana elementu, ułożenie elementu na kafelku i dobranie nowego kafelka. Gra jest bardzo prosta i przyjemna, o wiele fajniejsza niż myślałam. Zagraliśmy w nią nawet z dziećmi, chociaż na lekko uproszczonych zasadach. Może ją nawet kiedyś kupimy.
W porządku, bez rewelacji
„Od zmierzchu do świtu” – gra deck-buildingowa typu push your luck. Jesteśmy wampirami, które w nocy wybierają się na żer, zbierają łupy, a potem szybko pędzą do zamku, zanim zastanie ich świt. Co mi się w tej grze podobało? Grafiki – lubię taki humor i takie kolorowe obrazki na kartach. Sam temat też na plus (lubię wampiry). Reszta niestety taka sobie. Tras niby jest kilka, ale większością nie opłaca się iść. Nie czułam żadnej rywalizacji, nie miałam wielkiego parcia na skarby. Po prostu wyruszałam, coś zbierałam i wracałam do zamku. Mąż w tym czasie przyjął inną taktykę – wyruszał po różę i ginął gdzieś pod zamkiem. Kiedy udawało mi się wyssać krew z większej ilości ofiar i nazbierać punktów było nawet zabawnie, ale co z tego, skoro szybko wychodziło, że na punkty walczę sama ze sobą. Raz na jakiś czas mogłabym w tę grę kogoś zagrać, ale na pewno jej nie kupię. Zbyt szybko by nam się znudziła.
Dobry, solidny produkt
Jest to gra detektywistyczna, w której musimy rozwiązać zagadkę śmierci Woodruffa Waltona. Milioner ten został znaleziony martwy w swoim gabinecie, a my musimy się dowiedzieć, kto z podejrzanych go zabił, czym i dlaczego. Na wyższych poziomach trudności dochodzi jeszcze pytanie o ewentualnego wspólnika. Podczas gry dostajemy karty ze wskazówkami i wymieniamy się nimi z innymi graczami. Jako ciekawostkę dodam, że do gry stworzono aplikację, w której możemy sprawdzić rozwiązanie zagadki. Jest to o tyle fajne, że jeśli się pomylisz, to nie odpadasz od razu z gry.
Niestety nie mieliśmy okazji zagrać w większym gronie, ale gra i tak nam się podobała. Trochę nie sprawdziła się wymiana kart przy dwóch graczach, ponieważ ciągle mieliśmy te same informacje. Ale to może być i nasza wina, że się wymienialiśmy informacjami, zamiast podkładać te mniej istotne, tu wyszło przyzwyczajenie z gier kooperacyjnych. Czekam, aż uda nam się zagrać w więcej osób.
Jak dla mnie ideał :)
W Draftozaurach zamiast kart wykładamy meeple w kształcie dinozaurów. Najpierw losujemy 6 dinozaurów z woreczka, potem wybieramy jednego z nich, rzucamy kostką, aby sprawdzić, gdzie możemy go ustawić, ustawiamy i przekazujemy resztę dinozaurów dalej.
Każda planszetka gracza składa się z kilku stref, na które można odkładać dinozaury. Ważne, aby pamiętać, że w każdej z nich punkty zdobywa się za coś innego. Można je zdobyć za pary dinozaurów albo za samotnika, za ułożenie obok siebie największej ilości takich samych meepli albo zupełnie różnych. Wszystko jest dobrze oznakowane, ale w każdej chwili można zerknąć do krótkiej instrukcji, aby mieć pewność, jakie ich ułożenie pozwoli nam zdobyć więcej punktów. Planszetki mają dwie strony letnią i zimową, różnią się tym, jak należy układać nasze dinozaury. Zimowa jest nieco bardziej skomplikowana. Trzeba też pamiętać, że miejsce ustawienia meepla zależne też od rzutu kostką. Wynik wskazuje nam, z jakich pól możemy w danej turze skorzystać. 🦴
Planszetki są przepiękne graficznie, a małe dinozaury przeurocze. Na pudełku jest ich opis i kilka ciekawostek, warto się z nimi zapoznać.
Gra jest fantastyczna! Gramy w nią z dziećmi w wieku 3,5 i 5,5. Mimo że gra jest od 8 lat, to starsza córka świetnie sobie radzi, powoli uczę ją znaczenia poszczególnych pól i ostatnio przegrała z nami jedynie o dwa punkty. W ostatnim czasie jest to tez ulubiona gra naszych dzieci. Raz zagraliśmy we dwoje, ale się nie sprawdziło, czterokrotne losowanie i odrzucanie części meepli sprawia, że robi się nudno. Zdecydowanie lepiej zagrać całą rodziną.
W porządku, bez rewelacji
Smart game, ale układany na płasko na kartce. Można sobie poukładać, jak nie ma partnera do grania. Dla mnie i męża średnio, ale dzieciakom się spodobało układanie piesków. :)
W porządku, bez rewelacji
Patchwork do rysowania, a nie układania. Mnie podszedł średnio, ale mężowi się podoba. Będzie grał z córką. Ja nie mam wyobraźni przestrzennej i co chwilę się myliłam w rysowaniu. Zostaję przy zwykłej wersji.
Jak dla mnie ideał :)
Początkowo byłam sceptyczna, bo na co komu gra o bekających potworach (i to jeszcze z aplikacją!). Ale zagraliśmy w nią z dzieciakami (3,5 i 5,5) i okazało się, że są zachwyceni. Na najłatwiejszym poziomie mogli grać oboje (chociaż mały na odkrytych kartach).
Głodniaki to prosta gierka o karmieniu kolorowych potworków. Musimy podać im do jedzenia coś w kolorze ich futerka. W trybie fabularnym w kolejnych scenariuszach pojawiają się nowe potworki, które mają inne potrzeby. Niektóre muszą zjeść coś z lasu, inne z wysypiska. Czasem musimy im podać same witaminy, a czasami żadnych. Moim ulubionym potworkiem jest ten z wielkimi uszami, przy nim wszyscy muszą zachować ciszę. 😊
Wybór odpowiedniego koloru, wymyślanie, kto ma zacząć, aby pozbyć się alarmu witaminowego, szukanie wspólnego koloru, aby nakarmić kameleona, wszystko to sprawiało nam sporo frajdy. Dzieci młodsze niż pudełkowe 6 lat też dadzą sobie radę przy małej pomocy rodziców. Moje przedszkolaki już rozpoczęły kampanię pod tytułem: Kupcie nam „potworki cukieraski”.
W porządku, bez rewelacji
Uwielbiamy kooperacje i jesteśmy fanami Epoki kamienia, więc nastawiłam się na super rozgrywki. Niestety się rozczarowałam. Początkowo się gubiliśmy w tym, co trzeba robić, na szczęście po rozegraniu dwóch partii, było łatwiej. Trochę nas spowalniało przerzucanie się instrukcjami i sprawdzanie, co robi dana karta. Ale jak już wszystko opanowaliśmy, to grało się gładko.
Po rozdzieleniu kart na odpowiednie stosy bierzemy dwie karty osób, wybieramy dwa zestawy specjalne i mieszamy je z zestawem podstawowym. Zestawy mają różne stopnie trudności, na początek najlepiej wybrać te łatwe. Należy pamiętać, że nie wszystkie karty się od razu tasuje, trzeba najpierw wyciągnąć z nich karty misji i tajemnic. Resztę dzieli się mniej więcej po równo na wszystkich graczy. Te karty możemy zagrywać albo odrzucać, kierując się jedynie ich rewersami. Po zagraniu kilku partii zasady stają się łatwiejsze, chociaż czasami nie mieliśmy pewności, czy możemy wykonać jakąś akcję, czy nie.
Po Paleo spodziewałam się większej dozy interakcji, przecież miała to być gra kooperacyjna. Wyszło na to, że każdy stawia sobie swojego pasjansa, a tylko czasami sobie pomagamy. Mamy wspólne zasoby i wspólnie wygrywamy lub przegrywamy. Niestety, jeśli jedno z nas miało dobre karty, a drugie słabe to i tak mieliśmy małe szanse na wygraną. W dodatku jedna osoba się denerwowała. W przeciwieństwie jednak do Labiryntu Paleo to gra raczej na dwie osoby. Nie wyobrażam sobie takiego układania pasjansa przy czterech osobach. Za to jest to jedna z niewielu gier, w które mogłabym grać sama.
W porządku, bez rewelacji
Tej gry wcześniej nie znałam i niczego się po niej nie spodziewałam, ale trafiłam na nią w Poczcie Planszówkowej. Instrukcja ma dużo znaków graficznych zamiast słów, więc w pierwszej chwili nas przeraziła. Na szczęście okazało się, że wcale nie jest taka skomplikowana. Wybieramy naszą postać, zapoznajemy się z jej mocami i staramy się je wykorzystać, aby wygrać. Cała zabawa polega na podniesieniu klucza i przejścia z nim do centrum labiryntu. Po drodze musimy omijać Golema i utrudniać grę naszym przeciwnikom.
Zasady nie są skomplikowane, ale można trochę pokombinować. Gra jest przeznaczona dla dwóch do sześciu osób, my graliśmy we dwoje i było trochę nudno. To zdecydowanie jedna z tych pozycji, w których im ciaśniej na planszy, tym weselej. Kiedy ja szłam z jednej strony do centrum, to mąż był zupełnie gdzie indziej. Niewiele sobie przeszkadzaliśmy.
Mnie Labirynth podszedł średnio, a mężowi wcale. Kupić, nie kupię, ale chętnie bym zagrała kiedyś w większą ilość osób.
Jak dla mnie ideał :)
„Park Niedźwiedzi” to gra planszowa, w którą mogą grać już ośmiolatki.
Podczas gry dobieramy kafelki z pawilonami lub wybiegami dla niedźwiedzi i układamy je na swojej planszetce, budując tytułowy Park. Kafelki mają różne kształty i różną punktację. Staramy się tak wszystko ułożyć, aby zabudować cały Park i zdobyć jak najwięcej punktów.
Gra ma proste zasady, ale jest w niej trochę kombinowania. Kładziemy kafelek na planszy i dobieramy kafelek odpowiadający zakrytemu symbolowi. I tak aż wszystko zabudujemy. Gra jest idealna dla miłośników Patchworka i innych układanek. Mnie przypomina trochę Rollercoaster Tycoon albo Zoo Tycoon, w które się zagrywałam w młodości. W naszym parku też stawiamy toalety i budki z jedzeniem. Na szczęście nikt nam nie śmieci.
Na razie graliśmy tylko we dwoje, ale myślę, że za jakiś rok córka będzie już mogła zagrać z nami.
Jak dla mnie ideał :)
Wersja dla dorosłych zupełnie nas nie interesuje, ale ta dla dzieci jest super! Gramy z dzieciakami w wieku 3 i 5 lat. Łatwiejsze zwierzaki odgadują bez problemu, a przy trudniejszych wprowadziliśmy domowe zasady. Pozwalamy im wybrać z kilku zwierzątek.
Muszę przyznać, że sama też musiałam sprawdzić, gdzie żyją niektóre z nich.
Jak dla mnie ideał :)
Bardzo fajna i prosta planszówka. Zasady idzie zrozumieć już podczas pierwszego czytania instrukcji. Zgraliśmy od razu po rozpakowaniu. Gra jest prosta, jednak wymaga kombinowania. Zostaje w kolekcji. :)
Jak dla mnie ideał :)
Świetna karcianka dla dwóch osób. Mamy możliwość złożyć sobie jak najmocniejszego decka, trzeba tylko uważać, żeby nie przesadzić, bo jeśli będziemy mieli za mocne karty, to nigdy nie będzie nas stać, aby je wyłożyć. Ja bardzo lubię, pierwszy raz zagrałam w Magica ze 20 lat temu. Jedyny minus jest taki, że trzeba kupować więcej i więcej, aby być na bieżąco z nowościami i nie zostać w tyle. Zwłaszcza jeśli jeździcie na turnieje.
W porządku, bez rewelacji
Fajna gra w zdobywanie surowców, wymienianie surowców, budowanie miasteczek i dróg i dużo, dużo turlania kostkami. Dobra dla początkujących graczy i dla dzieci. Raczej do niedzielnego grania.
Dla mnie minusem jest to, że gra jest od 3 graczy, za to przy 4 czasem się dłuży. Raz na jakiś czas chętnie zagram, ale na co dzień wybiorę raczej coś innego.
Jak dla mnie ideał :)
Świetna gra! Od dłuższego czasu chciałam w nią zagrać, podstawową wersję dostałam z Mystery Boxa.
Piękne kolorowe obrazki, łatwa mechanika, sporo kombinowania.
Większość zasad już znaliśmy, więc od razu zaczęliśmy grać. Zerkamy tylko od czasu do czasu do instrukcji, aby sprawdzić poszczególne moce. Bardzo mi się podoba, że gramy na kilku planszach, jest to małe urozmaicenie w stosunku do podstawowej wersji. Nadal na planszach jest ciasno nawet przy 2 osobach, musimy wypróbować tę grę w większym gronie.
Idealny dla fanów WOW-a.
Jak dla mnie ideał :)
Świetna gra! Od dłuższego czasu chciałam w nią zagrać, udało się wczoraj jak dostałam paczkę z Mysteryboxem od Rebela.
Piękne kolorowe obrazki, łatwa mechanika, sporo kombinowania.
Zasady zdążyliśmy poznać w 20 min i od razu zagrać. Bardzo mi się podoba, że na każdą ilość graczy jest inna plansza! Dzięki temu jest ciasno nawet przy 2 osobach, mam nadzieję, że uda się niedługo zagrać w większym gronie.
Dobry, solidny produkt
Jak dla mnie gra taka sobie. Grałam raz, było nawet ok, ale w ostatniej chwili jeden zły ruch i cały misterny plan wpiz....
Pamiętam, że grało mi się przyjemnie, ale po grze nie zostały mi prawie żadne wspomnienia. Jak ktoś zaproponuje, to mogę zagrać, ale na pewno bym nie kupiła. Nie rozumiem aż takiego szału na tę grę.