Iwona

Obserwowani

0 użytkowników

Obserwujący

4 użytkowników

Jak dla mnie ideał :)

"Cyloni zostali stworzeni przez człowieka.
Zbuntowali się. Ewoluowali.
I mają plan."

Tymi słowami zaczyna się wstęp do instrukcji gry planszowej „Battlestar Galactica”, powstałej na podstawie równie dobrego serialu pod tym samym tytułem. Cała historia obydwu tworów rozgrywa się na tytułowym statku, ostatnim okręcie wojskowym który przetrwał po wyniszczającym populację Dwunastu Kolonii ataku zbuntowanych robotów - cylonów. Galactica prowadzi na legendarną kolebkę ludzkości - Ziemię - flotę statków cywilnych, które na swoim pokładzie mają skromną liczbę pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Tak jest na samym początku podróży, jednak ciągłe kryzysy, na które natyka się załoga Galactiki oraz statku prezydenckiego Colonial One, powodują, że pasażerów jest coraz mniej, kończy się także żywność i niezbędne do podróży paliwo, a ludzie czują, że ich sytuacja jest coraz bardziej beznadziejna. „Jak to?” zapyta się niezaznajomiony z historią BSG czytelnik, „Tak wiele przeciwności losu przeciw tak niewielkiej garstce ludzi?”. Owszem, drogi niezaznajomiony z fabułą serialu czytelniku, lecz to nie wszystko. Oto bowiem, na horyzoncie pojawia się kolejne zagrożenie: Modele – cyloni nieodróżnialni od ludzi, którzy niezauważalnie wkradli się na pokład okrętu, a których zadaniem jest sabotowanie ludzkiej floty. Czy zdążyłem wspomnieć o tym, że nie wszyscy cyloni są świadomi swojej przynależności do robotów i dopiero w późniejszej części, zarówno serialu jak gry, ujawnia się ich niecna natura? Nie? Cóż, teraz już o tym wiecie.

Co do samej gry – na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowana. Trzydzieści dwie strony instrukcji, kilkaset kart różnego formatu oraz dziesiątki żetonów i figurek początkującego gracza planszówek mogą przyprawić o zawroty głowy. Całe szczęście, pozornie skomplikowane zasady okazują się być proste, jak kręgosłup moralny Williama Adamy, a następujące po sobie kolejki graczy po kilku partiach przebiegają dość szybko i płynnie. A raczej przebiegałyby, gdyby nie napięta atmosfera paranoi i wszechobecnej nieufności gęstniejąca nad planszą. Oskarżenia o bycie zdrajcą rzucane są na lewo i prawo, nikt nie chce nikomu ufać, bo przecież każdy może być cylonem. Każda kolejka jest jedynie następnym pretekstem do dojrzenia wtórego dziwnego zachowania. Pomogłeś nam w teście, ale czemu dałeś tak mało kart? Dlaczego są aż trzy nieprzychylne nam wyniki? Który z was ma karty tego niekorzystnego koloru?

Tutaj pojawia się pierwszy kontrowersyjny punkt całej gry – bez odpowiedniego towarzystwa jest nudna i dłuży się niewypowiedzianie. Jeśli gracze nie będą szukali pośród siebie zdrajcy, nie wsiąkną w otaczający grę klimat lub po prostu nie będą na tyle zmotywowani zwycięstwem może okazać się, że kolejne kolejki apatycznie przechodzą dalej, a poza tym jest coraz nudniej i nawet Osadnicy z Catanu zdają się być atrakcyjniejszym wyborem. Dobrym pomysłem jest obejrzenie choćby pierwszego docinka serialu, żeby zaznajomić się ze światem i właściwym dla niego nastrojem, jednak czasem i to niekoniecznie pomoże.

Załóżmy, że udało się nam wsiąknąć w klimat aż po szyję, że gramy już kilka godzin, a ludzkość już prawie dotarła do celu. Jaka jest ich szansa na zwycięstwo, kiedy pozostał im tylko jeden przeskok, wszyscy ukryci do tej pory cyloni ujawnili się, a stos zużytych kart kryzysu przewyższa już rodzinne strony? Ludzie prawdopodobnie przegrają. Tak przynajmniej było w moim przypadku – czasem nawet cyloni nie byli potrzebni, bo nasz gatunek został wykończony przez losowo wyciągane kryzysy, z którymi często mieliśmy problem. Prawdopodobnie jest to kłopot mój i moich towarzyszy gier, jednak chciałem zwrócić na to uwagę.

Więc, czy gra „Battlestar Galactica” jest dobra? Owszem, bez dwóch zdań! Prosta mechanika, która pozwala na rozegranie wielu zupełnie różnych partii, wrzynająca się w mózg atmosfera paranoi i nieufności oraz sam klimat, dodatkowo potęgowany przez świetne grafiki rodem z serialu. Czy brać? Jeśli od pokera wolisz brydża, a od blefu chłodną kalkulację – nie. Ta gra to czysty ameritrash – dużo losowości. Interakcja również stoi na wysokim poziomie, ale potasowane karty mogą diametralnie zmienić sytuację na planszy. Dla kogo więc jest ta gra? Przede wszystkim dla tych, którzy nie boją się czasem blefować, dla tych którzy grając w gry planszowe nad interakcję z planszą przekładają interakcję z resztą graczy. Osobiście uwielbiam, jednak jest to jedynie moje zdanie, a z doświadczenia wiem, że nie każdy lubi ten bardzo losowy styl rozgrywki.

Dla Rebela oczywiście 6+! Paczka przyszła w pancernym środowisku już następnego dnia po zamówieniu! Tak trzymać!


Syndelis

Liczba recenzji: 21

Aivin

Liczba recenzji: 37

Spicum

Liczba recenzji: 3

Dziadekjoe

Liczba recenzji: 70