I play with green! - recenzje

Na początek odniosę się do minusów poniżej: iż „nie każda dziewczyna sobie w tą grę poradzi” (w przypadku pozycji zakwalifikowanej od 12 lat! XD), bo jest element walki i mroczniejszy klimat.

Jako kobieta, która w niejedną planszówkę w życiu grała, pragnę wszystkich Panów uspokoić, iż ja dla odmiany nie zaobserwowałam pogarszającego się stanu zdrowia, płaczu, depresji ani korzystania z telefonów zaufania u współgraczek. Wręcz przeciwnie. Wszystkie Panie bawiły się dobrze, nie czekały na wybawienie, okazało się, że potrafią liczyć (!), więc może należałoby recenzujące uwagi zmienić z: „gra nie jest dla kobiet” na: „gra nie jest dla osób, które nie radzą sobie z prostym sumowaniem”?. Albo możemy, oczywiście, dalej kategoryzować ludzi wedle dziwacznych kryteriów. Gdyby więc ktoś jednak miał ochotę pograć ze swoją żoną, siostrą, córką czy znajomą – nie widzę przeciwwskazań i polecam!

Wracając do właściwej części opinii: Dungeon Lords – jak i jej bezpośrednia kontynuacja: Dungeon Petz – pozwala nam wcielić się w role „tych złych”, nawiązując do klasyki gatunku z projektowaniem lochów w tle, tj. Dungeon Keepera. Nie jest to jednak wierna kopia komputerowego odpowiednika. Planszówkowa wersja zawiera bowiem fenomenalne, bardzo bajkowe grafiki oraz podchodzi do całego tematu kompletnie prześmiewczo. Mechanicznie zaś wymaga od nas dobrego planowania i szybkiego kalkulowania, by ustalić których bohaterów uda nam się pokonać, gdzie należałoby wykopać nowe komnaty i w które potwory inwestować. Do minusów zaliczyłabym – paradoksalnie, bo gra jest ładna – małą czytelność planszy. Zbyt kolorowo i pstrokato. Bywały nieporozumienia. Mimo wszystko, Dungeon Petz oceniam jako jeden z lepszych „worker placement”, do którego z przyjemnością wracam.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Testowałam raz na konwencie i nie bardzo przypadła nam do gustu. Wyglądało to trochę tak, że tylko wampir się dobrze bawił, a reszta drużyny była już dość mocna całą obławą znudzona. Może planszówce należałaby się druga szansa, ale wydaje mi się, że istnieje wiele podobnych, konkurencyjnych tytułów, z takim samym pomysłem na mechanikę, które sprawdzą się o wiele lepiej. Nie zachwyciła także od strony graficznej. A szkoda, bo lubię taką horrorowatą otoczkę.


Chyba moja ulubiona gra kooperacyjna z mechanizmem ukrytego zdrajcy. Pomimo wielu partii wciąż mi się nie znudziła, a droga do zwycięstwa nigdy nie jest łatwa, bez względu na to, którą stronę konfliktu (ludzi czy cylonów) reprezentujemy. Otoczka serialowa to tylko miły dodatek dla fanów produkcji, chociaż nieznajomość bohaterów w niczym nie przeszkadza. Odbiera tylko nieco frajdy przy „odgrywaniu” postaci. Zwłaszcza, że gra sporo zyskuje, jeśli wykażemy się aktorskim zacięciem np. udając kompletnie niewinną osóbkę i napuszczając na siebie innych graczy. Jedyne co nigdy mi się nie podobało to motyw uśpionego agenta i liczenie surowców w sposób, który ułatwi nam późniejszą wygraną. Czasami zwyczajnie, matematycznie opłaca się przekroczyć jakiś pułap na kole zasobów, na czym cierpi klimat i – tak jakby – logika fabuły.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Ciekawa gra kooperacyjna przywodząca na myśl poczciwy i niegdyś bardzo popularny film „Cube”. I tak jak to miało miejsce w filmie: należy zatroszczyć się o uwięzionego w labiryncie nieszczęśnika. Słowem, wybieramy postać, którą następnie musimy pokonać szereg pomieszczeń-pułapek i dotrwać jakoś do szczęśliwego końca. Wśród drużyny może - oczywiście - ukrywać się zdrajca, który z przyjemnością wepchnie nas np. w płomienie albo pozwoli nadziać się na kolce wystające ze ścian. Proste przejrzyste zasady, dużo wariantów w mechanice (pełna współpraca bądź wręcz przeciwnie), figurki (chociaż bohaterowie mogliby być ciekawsi) i klimat starego horroru dają nam w efekcie bardzo sympatyczną planszówkę, nawet jeśli nie rewelacyjną.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Zabawna gra imprezowa, idealna do zabrania gdzieś w plener. Wykonanie może nie porywa, ale już sama tematyka i mechanika są jak najbardziej na plus. Gra opiera się na pomyśle niemożliwości oglądania swoich kart, ale za to opisowym podpowiadaniu innym jak wygląda ich talia. Dopiero owocna współpraca gwarantuje wszystkim sukces, który nie zdarza się zbyt często. Jeśli potrzebujemy czegoś do plecaka, by zrobić przerwę na granie (np. podczas wycieczki) – Hanabi sprawdzi się doskonale. W innym wypadku raczej wybierzemy konkurencyjne tytuły.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Idealny dodatek do reanimowania wysłużonych Small Worldów (jeśli te w ogóle mogą się komuś znudzić). Zawiera instrukcje z kilkunastoma propozycjami map z dodatkowymi wariantami utrudniającymi, np. dotyczącymi traktowania wody czy gór, podzielonymi dla wersji „nadziemnej” i „podziemnej”, jeśli ktoś jest posiadaczem Underground. Chociaż scenariuszy dla tych drugich jest niestety wyraźnie mniej.

Największym zaletę stanowi za to możliwość stworzenia własnej planszy. Wystarczy więc odrobina kreatywności, a rozgrywka w Small Worldy nigdy nie będzie taka sama.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Przepiękna gra, uczta dla oczu, z delikatnym syndromem „układam sobie pasjansa, nie przeszkadzajcie mi”. Jeśli tylko kolejne dodatki wprowadzą do rozgrywki więcej interakcji ze współgraczami, może szybko stać się jedną z moich ulubionych gier. Póki co uważam ją za sympatyczny przerywnik, ale nie jest to szczególnie wymagający tytuł. Duże plus należy się za to za oryginalny mechanizm akcji pod postacią wybieranych dużych kości. Niby trochę losowości, ale nie w sposób przeszkadzający budowaniu strategii. Idealna dla osób, które lubią pokombinować przy układaniu combosów z kart i gotowych zachwycić się cudownymi grafikami.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Cudownie wydana gra imprezowa o przepięknych ilustracjach. Proste, przejrzyste zasady, w których łatwo się odnaleźć, idealne do szybkiego tłumaczenia i dla osób, które lubią trochę poblefować.

W sumie: mamy dwie ścieżki zwycięstwa, 1) albo naprawdę będziemy próbowali spamiętać kto ma jakie karty i nieco ryzykowali w przypadku zamiany, 2) albo pójdziemy na czysty żywioł i pozwolimy by wygraną zapewniło nam aktorskie zacięcie. Jednocześnie, nikt długo nie zostanie przy jednej funkcji, nie ma więc ryzyka, że karty są niezbalansowane.

O trybie dla 2 i 3 graczy można spokojnie zapomnieć. „Maskarada” to tytuł dla zdecydowanie dla większego grona i tylko wtedy ujawnia swój prawdziwy potencjał. Przy mniejszej ilości wyraźnie kuleje.

W podsumowaniu to idealna gra imprezowa: szybka, dynamiczna, bez elementów wymagających odczytania czy utrudniających rozgrywkę przez nieznajomość angielskiego. Słowem, sprawdzi się w każdym gronie znajomych.

(Przy okazji, mogę polecić także jedyną „zabijającą” kartę z gazetowego dodatku spielboxa: Przeklętego – który może kogoś na stałe wykluczyć z gry i sprawić, że z jednej strony przegrany się nieco nudzi… ale z drugiej niesamowicie podnosi ciśnienie wszystkim graczom, którzy ryzykują ujawnienie się i nie pamiętają, kto ostatnio otrzymał „Przeklętego”. Jako wariant dodatkowy, od czasu do czasu, warta rozpatrzenia).


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Jeśli podstawowe „Ghosty” wydawały się wam za łatwe… to z dodatkiem staną się makabrycznie trudne. Przede wszystkim zostajemy uszczęśliwieni dodatkowym zadaniem ratowania rodzin wieśniaków, jeśli się powiedzie – oddadzą nam artefakt, jeśli nie – rzucą na nas paskudną klątwę. Z rodzinami jest jednak różnie i nie wszystkich opłaca się ratować z identycznym priorytetem. Po kilku partiach większość graczy dość szybko zauważy, że niektórych, ekhem, można z lekkim sercem wysłać na stracenie. A szkoda.

Same budowanie magicznej bariery i duch Duch Su Ling, blokujący umiejętności wrogów, są nie tylko bardzo klimatyczne, ale uratują nam także skórę, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli. Takie masowe egzorcyzmowanie to naprawdę potężne narzędzie do oczyszczenia planszy. Trzeba tylko się pilnować i nie zapominać o rozstawianiu kryształów w narożnikach planszy… a to, niestety, często umyka.

Dla równowagi po stronie Złego pojawiają się wilkołaki – paskudne bestie, które z miejsca zjadają mieszkańców. Kilka nowych, silnych reinkarnacji oraz dodatkowy warunek natychmiastowej przegranej – połączony z umieraniem wieśniaków.

W podsumowaniu: „Biały Księżyc” zmienia „Ghosty” tak diametralnie, że – paradoksalnie - nie zawsze opłaca się grać razem z dodatkiem. Nawet, gdy już będziemy jego szczęśliwymi nabywcami. Pozostały też wszystkie grzeszki podstawki: duża losowość, słabe skalowanie na mniejszą ilość graczy i nierówne moce taoistów. Niemniej dodatek to w zasadzie pozycja obowiązkowa dla wyjadaczy, ale jeśli dopiero wprowadzacie kogoś w mechanikę „Ghostów” to lepiej z rozszerzenia spasować. Elementów „do pilnowania” jest bowiem tak dużo, że nie raz i drugi nawet weterani się pogubią w dodatkowych opcjach. A sama instrukcja pozostawia wiele do życzenia. Czy zatem mieć? Jak najbardziej warto, bo rewolucjonizuje całą taktykę. Czy używać? Nie zawsze…


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Gra, do której wciąż się powraca i nawet po wielu latach nie można się nią znudzić. To jedna z nielicznych kooperacji, gdzie dogadanie się ma aż tak kluczowe znaczenie. Oczywiście, istnieje dość wysoki współczynnik losowości (chociaż można go ograniczyć umiejętnie korzystając z mocy niektórych mieszkańców), to jednak zwycięstwo zależy od dobrej współpracy całej drużyny. (Włącznie z tym kto się poświęca i umiera – czytaj: odpada z gry. XD)

Od strony graficznej trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, bo jedyną reakcją winien być zachwyt. Karty są bardzo czytelne i dzięki jedynie symbolicznym oznaczeniom (zero napisów) nawet osoby, które z „Ghostami” spotykają się po raz pierwszy szybko załapują co powodują konkretne obrazki i nie ma problemu z nieznajomością angielszczyzny w grupie.

Co najważniejsze… w „Ghosty” nie jest łatwo wygrać. Mają jednak taki urok, że nawet po skopaniu kilku partii chce się z miejsca spróbować jeszcze raz. Wygrana zaś jest cholernie satysfakcjonująca, bo drogo okupiona – nigdy bowiem nie wiemy na jaką reinkarnacje Wu-Fenga trafimy.

W minusach należy wyliczyć słabe skalowanie na mniejszą ilość graczy. Niby się da… ale to nie to samo. Nie o to przecież w kooperacjach chodzi. Dodatkowe poziomy trudności – w przypadku najwyższego to delikatnie mówiąc żart (ale reszta sprawdza się już super). Duża losowość, jeśli komuś to przeszkadza. Słaby balans między umiejętnościami taoistów (niektóre są dużo, dużo gorsze od pozostałych i jak na nie trafisz – przydzielane są bowiem losowo - wiesz już, że będzie ciężko).

Mimo powyższych uwag to gra, której nie wyobrażam sobie nie mieć w kolekcji.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Kolejny dodatek w stylu „Legowiska Jaszczura”. Trochę potworów, nowi bohaterowie i nieco różnorakich kart. Słowem, jest to typowe uzupełnienie różnych opcji z podstawki, ale bez wprowadzania rewolucji w samej mechanice.

Na początek słowo o grafikach: widać wyraźnie, że im dalej w las, tym wydawnictwo zmienia artystów na gorszych, kierując się zasadą: „jak ktoś kupił dwa wcześniejsze dodatki, to trzeci też będzie chciał. Można więc przyoszczędzić tu i tam na jakości wydania!”. Musimy się więc pożegnać z pięknymi ilustracjami znanymi z poprzednich wersji i powitać postaci, które gryzą się ze wcześniejszą stylistyką. Co zaś się tyczy ich umiejętności: Grisom Widzący to silna postać lecząca z bardzo mocnych „bohaterskim wyczynem”. Roganna w zestawieniu z innymi łotrzykami zostaje wyraźnie w tyle – no ale kto nie ma słabości dl elfickich złodziejek? Jeśli zaś o klasach mowa, zarówno „Prorok” jak i „Tropiciel” stanowią dobrą alternatywę.

Sama przygoda ma nieco cięższy, bagienny klimat. I o ile Troll-Poplecznik i Czerwie Zarazy prezentują się w porządku, o tyle po Harpiach znowu widać wspomniane wcześniej próby przyoszczędzenia. To najsmętniejsza figurka w całej Descentowej serii. Na pocieszenie, jej umiejętność „atak grupowy” dodaje rpgowego klimatu i naprawdę można poczuć się osaczonym. Myślę sobie jednak, że dałoby się wymyślić znacznie, znacznie ciekawsze potwory na wspomniane trzęsawiska…

Z nowych przedmiotów bardzo fajnie prezentuje się „Berło Wyssania Życia”, które atakuje i leczy jednocześnie, mamy też trochę nowych pasów: alchemii, chodzenia po wodzie i siły oraz ciekawą broń: trójząb, który dodaje nam punkty ruchu.

Podsumowując dodatek ma swoje plusy i minusy, ale to warta uwagi pozycja.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Gra, do której zawsze z przyjemnością wracam. Przynajmniej kilka dróg do zwycięstwa – a nie tylko walka/ekonomia, więc nieprzypilnowanie nawet jednego gracza, kończy się porażką dla wszystkich. Dodatkowo, bardzo ładna od strony graficznej i posiadająca niesamowity klimat. Od zawsze jednak ubolewam nad małą przydatnością tych pięknych figurek potworów w rzeczywistej rozgrywce. Czasami naszą idealną strategie może także pogrzebać losowość (podczas określania kolejności układania bogów). Z drugiej strony: mechanizm licytacji dodaje każdej partii sporo dynamizmu i wywołuje masę zabawnych sytuacji. „Cyklady” niesamowicie dobrze sprawdzają się też przy mniejszej ilości graczy, co nie jest znowu tak często spotykane. Największą wadą z kolei są bardzo drobne, delikatne figurki wojowników i stateczków, które szybko się łamią, nie zostały bowiem solidne wykonane.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Obowiązkowy dodatek dla posiadaczy podstawki. Przede wszystkim wykonaniem nie odbiega od niej graficznie, a wprowadza interesująca, piątą stronę konfliktu, dzięki której starcia na mapie stają się znacznie bardziej wyważone. Szczurki są przebiegłe, małe, a przede wszystkim niesamowicie liczne, więc ich zwalczanie każdego przyprawi o koszmary, jeśli tylko zdecyduje się stanąć do walki z potęgą Skavenów.

Nowe karty starego świata są lepiej przemyślane od podstawowych, chociaż nie lubię dodatków, które zamiast poszerzać opcje zmuszają mnie do wymiany jednego elementu na drugi. I to w zasadzie jedyny minus.

Bez szczurków walka o zgładzenie Starego Świata byłaby znacznie nudniejsza.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Przepięknie wydana gra, niestety tytułowy „chaos” gości także w instrukcji. Mija trochę czasu nim zdoła się zapanować nad zasadami, zwłaszcza przy pomocy FAQa, ale to bardzo klimatyczna strategia z ciekawym pomysłem i stawiająca wyzwanie nawet przed doświadczonymi graczami.
Nawet nie będąc fanem „Młotka” można odczuwać przyjemność z kierowania bogami chaosu. Każdy wymaga nieco innego podejścia, decyzji i przemyślenia swoich działań. Póki co we wszystkich rozgrywkach wygrała strona sterująca Slaaneshem, ale nie będę zrzucała tego na barki słabego wyważenia. Czas pokaże co dalej. Khorne’a nastawiono najbardziej na walkę, Tzeentch poluje na specjalne miejsca, a Nurgle niesamowicie szybko zdobywa liczebną dominacje.
Figurki, chociaż piękne, to bardzo delikatne i trzeba się z nimi ostrożnie obchodzić. Dużo elementów będzie miało krótką żywotność, sądząc po tym jak zostały zrobione. Są również bardzo malutkie, więc stanowią prawdziwe wyzwanie do pomalowania.
Gra w większości opiera się na negatywnej interakcji, więc jeśli nie lubicie poniszczyć, zdradzać i dręczyć biednych wieśniaków, z przerwami na obracanie w pył planów przeciwgraczy - możecie się nie odnaleźć w tym pogrążonym w chaosie Starym Świecie.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Jak dla mnie ideał :)

Największy plus tego dodatku to zdecydowanie bohaterowie. Mag udostępnia szeroki wachlarz opcji blokowania przejść, co czasami – jak wiadomo po kilku partiach – ma w przygodach kluczowe znaczenie i bywa, że decyduje o wygranej. O wojowniku szerzej pisano już wcześniej.

Strażnikowi wpada kilka mocnych kart: wykorzystanie słabości – pozwalające potworowi przebiec tyle pól, ile wynosi osiągnięty przez wybranego bohatera limit wytrzymałości czy spowodowanie, że zamiast leczyć obrażenia, bohater przekazuje je innemu członkowi drużyny. Wreszcie, potwory: ogniste chochliki nakładające nowy stan „podpalony”, smoczy strażnicy dręczą „aurą strachu” i znanym już ognistym oddechem, no i na koniec, perełka dodatku, czyli Królowa Valyndra: podpala, zieje ogniem i jeszcze utrudnia szukanie skarbów. Nic tylko kupować i brać się za rozgromienie tej paskudnej bandy.


Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Jak dla mnie ideał :)

Niestety, przy 6 osobach pojawia się szybko problem z wysoką powtarzalnością kart, ale sama planszówka jest tak zacna, że nie rzutuje to na jej ogólną ocenę. Prosta, niewymagająca i doskonała przy większej ilości osób. Nie żałuję, że zagościła w mojej kolekcji. Grafiki rzeczywiście powalające, ale format kart i ich budowa wymaga natychmiastowego zakupu koszulek, by Dixit szybko nie skończył swojego planszówkowego żywota.


Losowość:
Interakcja:
Złożoność:

Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Dobry, solidny produkt

Dobra do kolorowania ludzkich, krasnoludzkich czy elfich mordek, ale niestety, wymaga większego nakładu pracy, dlatego wolę używać jej do rozjaśniania, by nie zapaćkać modelu – musimy więc uwzględnić drobne problemy z kryciem powierzchni. Poza tym, większych zarzutów nie ma.


Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Jak dla mnie ideał :)

Przyjemny, lodowy kolor – i jako podstawa, i jako rozjaśnienie, prezentuje się bardzo dobrze. Po cytadelkach nie spodziewałam się problemów z odpadaniem, nowy format pakowania też dużo lepszy od poprzedniego, więc ogólnie produkt bez zarzutów.


Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Jak dla mnie ideał :)

Pomogły mi opanować chaos, który zadomowił się w niektórych pudełkach planszówek z kolekcji. Idealne do żetonów i innych drobnych elementów, które trzeba rozdzielić. Nie przerywają się, zamknięcie działa sprawnie, no i idealna cena. Absurdem byłoby napisać coś negatywnego, więc zdecydowanie godne polecenia.


Recenzja klienta, który nabył ten produkt
Recenzja klienta, który nabył ten produkt

Dobry, solidny produkt

Trochę się „rozjeżdżają” przy konstruowaniu talii, ale przynajmniej nadrabiają grubością i solidnością. Do gier FFG najlepsze z dostępnych, bo póki co testowane zamienniki miały tendencje do wyginania kart i łatwo się przerywały. W ich przypadku czegoś takiego nie zaobserwowałam. Cena do przełknięcia, skoro jakość dobra.